Każdemu kto jak prof. Nałęcz fascynuje się historią współczesną (i któremu, tak jak Nałęczowi, wszystko kojarzy się z III Rzeszą), proces doktora G. musi przypominać proces Adolfa H. sądzonego w 1923 r. za zdradę stanu.
Ponieważ wina była ewidentna to sąd nie mógł nie wydać wyroku skazującego, ale jednocześnie skazujący go sędzia podkreślił, iż robi to pod przymusem, z wyrokiem się nie zgadza i uważa podsądnego za ofiarę mrocznych rządów Republiki Waimarskiej.
Nic dodać, nic ująć. Ale z drugiej strony jest to nawet dziwne, że mafia pruszkowska wyszła na wolność, „Korze” nic się nie stało, inni się wywinęli, a taki celebryta i wzór dla licznych Platformersów i ich bożyszcze, jednak podpadło pod jakieś paragrafy, jak jakiś zza przeproszeniem „Staruch”. Ktoś ma jakąś teorię na temat; jak to w ogóle było możliwe ? Może sąd nie został dostatecznie rozgrzany ?
Komentarze