Jest prosty sposób by pokazać kto wygrał w debacie Kaczyński-Lis. Otóż kiedy wygrywa zwolennik Salonu to zawsze w przodujących mediach panuje euforia. Strzelają korki od szampana, wszyscy się cieszą, a celebryci i autorytety mówią o „bydle” i „dorżnięciu watah”. Gdy zaś przegrają to w miejsce obelg pojawia się głęboka refleksja humanistyczna: jak ten Kaczyński mógł stosować argumenty ad personam ? Dlaczego był agresywny ? Czemu dyskusja nie dotyczyła gospodarki... itd.
Ten głęboki ton, to pochylenie się nad upadkiem obyczajów i namysł nad kondycją naszego życia, przetacza się przez mainsteamowe blogi, popierające rząd media, a takoż twitterowe ćwierkania i wpisy na facebooku. Redaktor Lis stał się nagle biedną sierotką, zagubionym dzieckiem we mgle, a nie starym wyjadaczem, gwiazdą „niezależnego dziennikarstwa”.
Całe szczęście, że – jak podkreśla np. „Wyborcza” – dyskusja odsłoniła prawdziwą twarz Jarosława Kaczyńskiego. Pomoże to zapewne otworzyć oczy tym, których nie do końca przekonał najnowszy spot Platformy pokazujący agresję „moherów” i „kiboli”.
O tym, że Lisowi nie poszło najlepiej świadczy też fakt, iż mówi się, że po takiej wypowiedzi Kaczyński nie powinien... zostać premierem ! Wcześniej do głowy by im nie przyszło, że w ogóle może, ale teraz faktycznie pozostaje im tylko apelowanie do jego sumienia, by nie brał tego co ciśnie mu się do rąk. A wszystko to dzięki red. Lisowi. Życie bywa jednak przewrotne.
