Krakowiaczek jeden Krakowiaczek jeden
487
BLOG

Zamarły lot

Krakowiaczek jeden Krakowiaczek jeden Kultura Obserwuj notkę 1

              „Zamarły lot” – to tytuł jednej z rzeźb Stanisława Szukalskiego, dobrze oddający charakter życia i twórczości autora. „Stach z Warty” – jak rzeźbiarz sam zwykł siebie nazywać – należał do najciekawszych i najbardziej kontrowersyjnych artystów XX wieku. Gdyby nie postępująca choroba psychiczna, która skutecznie odgrodziła go od świata, być może stawiano by go w jednym rzędzie z twórcami tej miary, co Max Ernst, Rene Magritte czy Salwadore Dali. Był jednym z najciekawszych surrealistów stulecia, przy czym jego sztuka wyrastała nie ze studiowania manifestów i teoretycznych założeń, ale z naturalnej, nieokiełznanej wyobraźni. Jedni dopatrywali się w niej znamion geniuszu, inni – szaleństwa.  

Szukalski najzupełniej serio zaprojektował pomnik Józefa Piłsudskiego jako uzbrojonego w topór centaura, Mussoliniego wyobraził jako Rzymską Wilczycę, zaś Jana Pawła II uczynił pokrytym orlimi piórami mocarzem, który przy pomocy cepa dusi... Hydrę Jałtańską. Zawiła symbolika tych dzieł mogłaby je czynić nieznośnymi w odbiorze, gdyby nie doskonałość warsztatowa. Rzadko spotyka się taką znajomość ludzkiej anatomii i mistrzostwo w oddawaniu jej za pomocą dłuta (zresztą, w dowolnym materiale). Nie przypadkiem zestawiano Szukalskiego z Leonardem da Vinci i Michałem Aniołem, nie znajdując wśród współczesnych nikogo, kto mógłby z nim konkurować w tej dziedzinie.  

O niezwykłych zdolnościach „Stacha z Warty” mówią anegdoty, które krążyły w środowisku już przed wojną. Wedle jednej z nich (opowiadanej przez wybitną tłumaczkę, Krystynę Tarnowską-Konarek), Szukalski potrafił w kawiarni, w trakcie towarzyskiej rozmowy, rozłupać ołówek, wyjąć z niego grafit i wyrzeźbić w nim przy pomocy szpilki figurkę kobiecą wielkości kilku milimetrów. Żaden materiał nie stawiał jego palcom oporu. Umiał zrobić rzeźbę zarówno ze znalezionego na polu kamienia, jak i z własnego ciała.

Książka Lechosława Lameńskiego Stach z Warty Szukalski. Szukalski i Szczep Rogate Serce (Wydawnictwo KUL, Lublin 2007) wyrosła z wielkiej fascynacji dziełem Szukalskiego. Ta fascynacja wyziera spod rzeczowego, naukowego stylu monografii, bo chociaż autor – badacz, wykładowca KUL – dba o obiektywizm, trudno tu do końca zachować intelektualny dystans. Historia obeszła się z Szukalskim niesprawiedliwie. Była dla niego niełaskawa już za życia, nie szczędząc przykrych doświadczeń, jak i później, po śmierci – nie zapewniając mu należnego miejsca w pamięci potomnych.      

Lameński usiłuje przede wszystkim uporządkować informacje o życiu artysty. Nie jest to proste, gdyż sam Szukalski gubił się w wątkach swojej biografii, mnożył ich wersje, zacierał różnice między faktami a urojeniem (płynącym nie tylko z choroby psychicznej, ale i świadomej autokreacji – chęci stworzenia własnej legendy). Swoim przyjaciołom (uczniom? wyznawcom?) z grupy artystycznej, którą założył jeszcze przed wojną, powtarzał, że tworzenie takiej legendy jest warunkiem przetrwania sztuki. Sama genialność rzeźb i obrazów – dowodził – nie wystarczy, by dostać się na Parnas, bo genialność dostępna jest w odbiorze nielicznym. Można zaryzykować tezę, że był pierwszym w Polsce artystą, który stosował zasady promocji i marketingu. Skandale, publiczne obrażanie luminarzy, polemiki prasowe i ulotki rozrzucane po ulicach – to w okresie międzywojennym była na rynku sztuki prawdziwa nowość. Być może na takie zachowanie artysty wpłynął fakt, że wychował się właściwie w Ameryce?

Już we wczesnym dzieciństwie wraz z rodzicami opuścił Polskę i udał się „za chlebem” do USA. Potem przyjechał tu ponownie na studia w krakowskiej ASP i kilkakrotnie – na dwu- lub trzyletnie pobyty, podczas których stworzył najlepsze swoje rzeźby. Dopiero okupacja niemiecka przepędziła go z Polski na stałe (był poszukiwany przez gestapo za antyniemieckie wypowiedzi). Później, po wojnie, klimat polityczny już nie sprzyjał odwiedzinom ojczyzny i udało mu się tu zajrzeć tylko raz, na krótko, w 1957 r. . Walizkę jednak trzymał spakowaną przez następnych trzydzieści lat i do końca życia podpisywał się jako „Stach z Warty”. Długo też, bo aż do lat 80-ych, wzbraniał się przed przyjęciem obywatelstwa amerykańskiego, mimo że faktycznie mieszkał w USA od 1907 roku. Zdecydował się zalegalizować swój pobyt na krótko przed śmierią, gdy porzucił już marzenia o powrocie.        

Przypadł mu w udziale los emigranta, przez całe życie mocującego się z nostalgią i silnym poczuciem polskości. Los tym smutniejszy, że – wedle odczuć artysty – ojczyzna jego miłości nie odwzajemniała. Co prawda dzięki skandalom, które wywoływał, przez pewien czas było o nim w Polsce głośno, a w latach 1929-39 o żadnym z żyjących artystów nie napisano więcej, jednak w sumie trwało to krótko. Po wojnie zaczął popadać w zapomnienie. Poświęcono mu kilka artykułów, gdy odwiedził Polskę w 1957 r., następnie prasa przypomniała jego postać z okazji wystawy prac „Szczepu Rogate Serce” w roku 1979, potem zapadło milczenie. Przerwała je dopiero polska premiera filmu „Titanic”. Odtwórca głównej roli, Leonardo di Caprio, był wychowankiem i przyjacielem Szukalskiego, więc nazwisko rzeźbiarza przewijało się w recenzjach filmowych (w roku 2001 słynny aktor zorganizował mistrzowi pośmiertną wystawę w Muzeum Sztuki w Laguna Bay, niedaleko Los Angeles).

Książka L. Lameńskiego jest pierwszą poważną monografią twórczości „Stacha z Warty” i stworzonej przez niego formacji artystycznej o nazwie: „Szczep Szukalszczyków Herbu Rogate Serce”. Do powstania tego fenomenu przyczynił się senat krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, relegując w 1929 r. kilkunastu studentów, którzy nie chcieli się podpisać pod apelem przeciwko Szukalskiemu. Do wyrzuconych z ASP wkrótce dołączyli uczniowie Szkoły Przemysłowej i tak zrodziła się grupa artystyczna licząca 30 osób. Zbuntowana młodzież uważała Szukalskiego za nowego Norwida i gotowa była dla jego idei zaryzykować swoje kariery.  

Szczepowcy utrzymywali kontakt z mistrzem przez całe życie, mimo dzielącego ich oceanu. Pracowali pod jego kierunkiem i według wymyślonej przez niego metody, a ich wystawy dobrze przyjmowano zarówno w kraju, jak i za granicą. Byli wśród nich tacy artyści, jak Stefan Żechowski, Wacław Boratyński, Marian Konarski, Norbert Strassberg, Czesław Kiełbiński czy Franciszek Frączek. Tworzyli w różnych technikach i materiałach, pozostawiając po sobie znaczący i ciekawy dorobek. Nadto ugrupowanie wydawało własne pisma: „Krak”, „Atak Kraka”, „Polska II” oraz liczne ulotki.

Praca L. Lameńskiego jest opracowaniem pionierskim i zachętą do dalszych badań. Z pewnością jej bohater – król chicagowskiej cyganerii sprzed I wojny i gwiazda polskiej sztuki międzywojennej – wart jest zainteresowania. Cenił go Salvadore Dali (razem tworzyli scenografię do filmu Hitchcoca „Urzeczona”) i podziwiał Frank Loyd Wright, wyraźnie zainspirowany jego twórczością. Szukalski wyprzedził swoją epokę o kilkadziesiąt lat, zapowiadając już w latach 30. nadejście nowych kierunków artystycznych – hiperrealizmu i postmodernizmu.

Do fascynacji Szukalskim przyznają się m.in.: szwajcarski malarz Hans Rudolf Giger, który zaprojektował słynnego potwora z filmu „Obcy – ósmy pasażer Nostromo”, Adam Jones – amerykański rockman pracujący jako charakteryzator przy takich filmach, jak „Edward Nożycoręki”, „Predator”, „Terminator” czy „Koszmar z ulicy Wiązów”, członkowie słoweńskiej grupy rockowej „Leibach” oraz wspomniany już niegdysiejszy sąsiad Szukalskiego, aktor Leonardo di Caprio.

Także w Polsce ostatnimi czasy widać renesans zainteresowania tym artystą. Nie tylko wznowiono jego wspomnianą tu „dziejawę”, reprodukcje prac artysty pojawiły się na wystawie „Neuropa” w Galerii XXI oraz „Mamidło, Kobieta jako fenomen nasycony” w Galerii Program, zaś Piotr Uklański zrealizował jeden z projektów Szukalskiego, tyle , że nie w marmurze, tylko w piance.

 

 

Podobnie jak Głumow ze sztuki A. Ostrowskiego "I koń się potknie" chciałbym być: zły i inteligentny. Ale niestety jestem chyba tylko "zły" - tak przynajmniej twierdzi mój były pracodawca. Zajmuję się różnymi niszowymi tematami i postaciami (np. Hieronimiem Boschem, Stanisławe Szukalskim czy słynna niegdyś kłodzką trucicielką - Charllotą Ursini). Interesuję się też oczywiście polityką i jestem taka typową sierotą po POPiSie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura